Tygodnik Terminusa #6
#1 „Majfrendy” z Chin znaleźli sposób na tanie przesyłki z AliExpress.
Jeśli zamawiamy przesyłkę z Chin a wiadomość od sprzedającego zaczyna się od zwrotu „my friend” nie oznacza to wcale, że mamy tam jakiegoś skośnookiego przyjaciela 🙂 Sprzedawca jedynie usprawiedliwia w ten sposób wysyłkę „prezentu”, za który odbiorca
nie musiałby płacić podatków. Właśnie popularność tanich przesyłek z Azji spowodowała wejście do języka codziennego pojęcia „majfrendy”.
Sam temat paczek z Chin zatrzymywanych przez celników, którzy naliczają VAT i cło budzi duże emocje, a na amatorów tanich zakupów padł w ostatnich tygodniach blady strach. Do tej pory bowiem większość użytkowników chińskich serwisów zakupowych
była przekonana, że wystarczy napis „prezent” na przesyłce i zadeklarowana wartość poniżej 22 EUR, by nie było trzeba dopłacać do niej ani grosza. Obecnie polski fiskus chce, by od każdej takiej przesyłki były odprowadzane podatki, niezależnie od tego czy zakupu dokonuje osoba prywatna czy firma. W związku z tym nasiliły się kontrole a w sieci pojawiają się mrożące krew w żyłach informacje o
zatrzymaniach paczek i dopłatach. Odbiorca zatrzymanej przesyłki otrzymuje list z prośbą o przesłanie potwierdzenia zakupu ze sklepu w Chinach z widoczną ceną. Wystarczy screen ze strony AliExpress i na tej podstawie zostają naliczone opłaty, które
trzeba będzie opłacić na poczcie w momencie odbioru przesyłki – celnicy doliczają cło i VAT a pocztowcy kwoty za otwarcie i przepakowanie.
Czy nadal więc opłaca się zamawiać przesyłki od „przyjaciół” z Chin? Azjatyccy sprzedawcy już znaleźli sposób na uniknięcie starań fiskusa. Skoro Polska ignoruje unijne przepisy, mówiące o tym, że drobne zakupy o wartości do 22 EUR nie wymagają
odprowadzenia podatku VAT to chińscy sprzedawcy zaczęli otwierać przedstawicielstwa w innych krajach UE. Wysyłają tam paczki, po czym je przepakowują i wysyłają do odbiorców końcowych. Paczki przychodzące z krajów UE nie podlegają już cleniu i są poza zasięgiem administracji skarbowej.
Czy spowoduje to wzrost cen dla tychże odbiorców końcowych? Na odpowiedź trzeba będzie poczekać, niemniej jednak starcie „przyjaciół” i skarbówki zapowiada się naprawdę pasjonująco.
#2 Białorusini od nowego roku nie mogą korzystać z wiz zakupowych
Polski MSZ zlikwidował wizy zakupowe, z których korzystali Białorusini przyjeżdżający do Polski. To zła wiadomość, szczególnie dla przygranicznych terenów Polski. Wiza zakupowa pozwalała na 7-dniowy pobyt cudzoziemca w Polsce w celu tzw. turystyki zakupowej. Chętnie z tej opcji korzystali Białorusini i Ukraińcy, ponieważ w ten sposób zdecydowanie skraca się formalności w porównaniu z wydaniem wizy turystycznej. Trudno zrozumieć jednostronną i arbitralną decyzję MSZ, zwłaszcza że chociażby szacowana wartość zakupów obywateli Białorusi w samym Białymstoku w roku 2018 to prawie miliard złotych.
Likwidacja lub zmniejszenie turystyki zakupowej na pograniczu wschodnim uderza tak w polskich przedsiębiorców jak i w osoby prywatne zatrudnione w tym sektorze. Problem potęguje dodatkowo strona białoruska, która zaostrzyła w roku 2019 limity produktów wwożonych na jej terytorium. Do tej pory było to 1500 EUR albo 50 kg, dziś jest to już tylko 500 EUR lub 25 kg. Już zestawiając ze sobą te dwa fakty to już widać jasno jak ciemne chmury wiszą nad turystyką handlową. A nie jest to przecież pierwsza tego typu zmiana obecnego rządu, która na handel z Białorusią ma wpływ. Wprowadzenie niehandlowych niedziel, które może dla Polaków nie mają aż takiego znaczenia, dla Białorusinów jest rzucaniem kłód pod nogi, ponieważ na zakupy przyjeżdżali właśnie w weekendy.
Wiele miast w tym Białystok rozwinęło się dzięki handlowi ze Wschodem. Wspomnieć warto, chociażby Złoty wiek XIX, kiedy miasta przemysłowe rozwijały się właśnie dzięki takiej możliwości czy początek lat 90 ubiegłego stulecia, kiedy to właśnie handel ze Wschodem był motorem napędowym małego i dużego biznesu. Jako firmie pracującej na co dzień z klientami z Białorusi nie podoba nam się działanie, które może kojarzyć się z odbudową czegoś na wzór „żelaznej kurtyny” i oczekujemy, że zarówno strona polska jak i białoruska zweryfikują jeszcze swoje stanowiska.
#3 Dlaczego wyznawcy prawosławia obchodzą Święta Bożego Narodzenia 7 stycznia
Trzynastodniowa różnica w obchodach Świąt Bożego Narodzenia u katolików i wyznawców prawosławia bierze się ze stosowania różnych kalendarzy – starszego juliańskiego ustanowionego w roku 46 p.n.e. i obowiązującego od 1582 r. n.e. nowego, czyli gregoriańskiego. Reforma kalendarza miała miejsce już po rozłamie świata chrześcijańskiego na Kościół wschodni i zachodni w roku 1054, została przeprowadzona przez zachodniego papieża Grzegorza dlatego kościół wschodni tej reformy nie zaakceptował. Kalendarz gregoriański jest w zasadzie naturalnym przedłużeniem kalendarza juliańskiego a poprawka dotyczyła głównie naliczania lat przestępnych. Poprawka miała na celu zapobieżenie „opóźnianiu” się kalendarza względem roku zwrotnikowego dlatego w tej chwili kalendarz juliański spóźnia się o 1 dzień na 128 lat, natomiast gregoriański 1 dzień na 3322 lata.
Rachuba czasu w danych kulturach czy społecznościach to temat pasjonujący. Chociażby główne kryterium klasyfikacji kalendarzy na słoneczne (słowiański, irański itd.), księżycowe (babiloński, żydowski itd.) i księżycowo – słoneczne (egipski, chiński itp.) daje już wstępną orientację w skomplikowaniu zagadnienia.
Może ktoś z czytelników wie, dlaczego to akurat luty ma najmniejszą ilość dni?