Nielegalny handel zagrożonymi gatunkami.
Rzadko mamy świadomość, że przywożąc z wakacji oryginalne pamiątki czy nabywając preparaty medycyny azjatyckiej możemy przyczyniać się do zubożania naszej planety o kolejne gatunki roślin i zwierząt. Warto o tym pamiętać przed rozpoczęciem upragnionego urlopu.
Polscy celnicy zatrzymują co roku tysiące okazów chronionej fauny i flory.
Najczęstszą nielegalną pamiątką są koralowce przywożone z Egiptu i Tunezji. Turyści próbują również wwieźć buty z pytona czy ozdoby z kości słoniowej. Popyt na egzotyczne pamiątki sprawia, że dzikie zwierzęta są wyłapywane i zabijane. Szacuje się, że aż 12 000 słoni afrykańskich jest nielegalnie zabijanych każdego roku, by zaspokoić potrzeby rynku. Kupując egzotyczne okazy z gatunków chronionych nie tylko na bazarze, ale i w eleganckim sklepie trzeba pamiętać, że mogą one pochodzić z przemytu, dlatego zawsze trzeba sprawdzać dokument legalnego pochodzenia. Faktura czy paragon nie wystarczą – kto jak nie agent celny może to wiedzieć 😉
Problem dotyczy nie tylko wyrobów, wciąż trafiają do Polski żywe okazy ginącej fauny.
Kłusownicy odławiają dzikie zwierzęta w ich środowisku i przemycają do krajów, gdzie jest na nie popyt. Podczas transportu wiele zwierząt umiera stłamszonych w wymyślnych schowkach. Na jeden przemycony okaz, który można kupić w sklepie, przypada niekiedy nawet kilkanaście, które nie przeżyły podróży.
Wiele gatunków roślin i zwierząt ginie także przez tradycyjną medycynę azjatycką. Sztandarowym przykładem jej negatywnych skutków jest tygrys. Kurczenie się siedlisk oraz wiara w moc specyfików ze sproszkowanych części jego ciała przyczyniła się do spadku jego populacji o 95% w ciągu ostatnich 100 lat. Obecnie tygrysów jest na wolności ok. 3 200 i istnieje duże ryzyko, że gatunek ten wyginie jeszcze w tym stuleciu.
Już od 1975 r. Konwencja Waszyngtońska (CITES) kontroluje i ogranicza międzynarodowy handel ponad 34 tys. gatunków roślin i zwierząt. Rzeczywistość niestety rozmija się jednak z tym, co na papierze. W Singapurze na pierwszy rzut oka na wystawach sklepowych trudno wypatrzeć nielegalne produkty. Ale wystarczy jedno pytanie, by spod lady wyciągnięto kły i skrawki futra tygrysa czy pazury czarnego niedźwiedzia. W Wietnamie jest jeszcze gorzej. Wyroby z kości słoniowej i tygrysiej otwarcie kuszą z wystaw butików a popularne restauracje serwują potrawy z pangolina, niezwykłego gatunku ssaka pokrytego łuskami, obecnie już na granicy wyginięcia. Kiedy celnicy znajdują niedźwiedzia malajskiego upchniętego w kartonowym pudle, sprawa jest dość jasna i przemytnik trafia do więzienia. Gorzej, gdy chronione zwierzę jest na tyle podobne do pospolitego gatunku, że niewyszkolony celnik przepuszcza je przez kontrolę. Według organizacji TRAFFIC, monitorującej nielegalny handel rzadkimi zwierzętami, to właśnie brak wiedzy z zakresu zoologii i nieznajomość ustawodawstwa wśród celników są piętą achillesową systemu CITES. Drugą przyczyną rosnącego przemytu jest popyt: dziesiątki dzikich zwierząt z przemytu trafiają do domów zamiast kota czy psa, choć z pewnością nie mogą pełnić ich funkcji.
Co gorsza, moda na egzotyczne zwierzęta domowe dotarła i do Polski.
Organizacja WWF informuje w swoim raporcie, że w naszych sklepach zoologicznych i na targowiskach można natknąć się m.in. na tamarynę białoczubą (ssak z rzędu naczelnych, krytycznie zagrożony wymarciem), modrolotkę czerwonoczelną (ptak z rodziny papugowatych) czy pytona tygrysiego. Handel nimi jest zakazany przez Konwencję Waszyngtońską, jednak według sprzedawców mało który kupujący pyta o dokumenty swojego przyszłego pupila i chce upewnić się, czy zwierzę nie pochodzi z przemytu.
Jednym z motorów przemytu dzikich zwierząt jest boom gospodarczy w Chinach i rosnąca zamożność mieszkańców Państwa Środka. To właśnie do ChRL trafiają tradycyjne azjatyckie medykamenty, zawierające nielegalne składniki pochodzące z chronionych gatunków roślin i zwierząt. Od łusek pangolina (na problemy z wątrobą i żołądkiem), przez penisa tygrysa (zamiast viagry), aż po żółć niedźwiedzia (na stany zapalne i infekcje bakteryjne) – lista zakupów z chińskiej apteki może czasem przypominać Czerwoną Księgę Gatunków Zagrożonych.
Zwierzęta zagrożonych gatunków przeznacza się też na luksusowe torebki, buty, paski i oczywiście na futra. Koneserzy luksusowej galanterii szczególnie cenią skóry waranów (rodzaj jaszczurek). W efekcie kilka gatunków, m.in. waran pustynny czy waran żółtawy, znalazło się na skraju wyginięcia. Egzotyczne zwierzęta sprzedaje się też po prostu na mięso. W Azji niektóre gatunki uznawane są za rarytasy jak np. pangoliny czy czarne gibony. Dziczyzna prosto z dżungli dociera i do Europy.
Z roku na rok coraz więcej gatunków ląduje na liście zagrożonych wyginięciem. W 2010 r. było ich ponad 18 tys. Powód? Niszczenie siedlisk naturalnych, zanieczyszczenie środowiska i oczywiście kłusownictwo. Ale utrata bioróżnorodności to niejedyny negatywny efekt handlu dzikimi zwierzętami. Problemem jest też wprowadzanie obcych gatunków do ekosystemów, gdzie ich wcześniej nie było. Gatunki inwazyjne zaburzają ekosystem, konkurują o pożywienie z rodzimymi gatunkami i wypierają je z siedlisk. Do tego dochodzą jeszcze choroby, bo razem z przemycanymi z kraju do kraju zwierzętami przemieszczają się również egzotyczne wirusy, jak choćby ebola, SARS, ptasia grypa czy małpia ospa.
Żeby coś zmienić, najpierw trzeba ograniczyć popyt. Wybierajmy więc pamiątki, które nie krzywdzą: można przecież przywieźć zdjęcia rafy zamiast koralowca. Kupując egzotyczne zwierzę musimy pytać o dokumenty legalnego pochodzenia a plastry z tygrysa oraz inne produkty tradycyjnej medycyny azjatyckiej trzeba omijać szerokim łukiem.
Spokojnych Wakacji 😀